Znakomity koncert zagrało U Studni w Teatrze Małym. Był to nieco inny koncert niż te, do których nas przyzwyczaili. Odbierało się ich jak niemalże nowy zespół. I co wpłynęło na te wrażenia? Czy to klimat miejsca, gdzie wszystko słychać precyzyjnie, klarownie gdzie wirtuozeria Dariusza gitariusza może zabrzmieć jak powinna, zwłaszcza we współpracy z drugą gitarą. Ale także ze skrzypcami, które brzmią niby podobnie jak poprzedniego skrzypka, a jednak inaczej, jakoś tak może mniej pewnie, ale niezwykle uroczo i jakby przekraczały z każdą solówką kolejne granice, brzmiące momentami bardzo mocno a chwilami bardzo delikatnie i nieśmiało. To instrument niezwykle wrażliwy na emocje artysty, który go obsługuje, i kiedy tą artystką jest bardzo młoda urocza dziewczyna to przenosi się na instrument, brzmienie zespołu i odbiór publiczności. Tak, zdecydowanie to najlepszy “transfer” ostatniego roku, Joanna Radzik, podbiła też serca łódzkiej publiczności. W komentarzach po koncercie było widać, że nie pozostawiła nikogo obojętnym i stanowi poważną podporę nie tylko brzmienia ale i wizerunku. No tak, ale przecież odmłodziła kapelę o jakieś kilkadziesiąt lat…!
Darek Czarny od zawsze był świetnym gitarzystą, okazywał to niezwykle oszczędnie, zbyt oszczędnie, i wreszcie pozwala sobie na więcej, tzn. wreszcie w większej ilości utworów możemy usłyszeć wspaniałe solówki do tego z umiejętnym wykorzystaniem efektów.
A na to wierni wielbiciele gitary Darka czekają na każdym koncercie. Solówka powoduje, że ze zwykłej piosenki z tekstem powstaje pełnowartościowy utwór, domknięta forma, dopełnienie całości.
Bardzo wiele czynników złożyło się na tak wspaniały koncert, chociażby to, że wszyscy muzycy stanęli na wysokości zadania, odegrali swoje role znakomicie. Ale jest jeszcze jeden artysta, obecny tylko częściowo w sali Teatru, poeta, który całkowicie zmienił tematykę piosenek zespołu. Z całym ogromnym szacunkiem dla poezji Adama Ziemianina, który był z nielicznymi wyjątkami najważniejszym guru poetyckim U Studni, idzie Nowe. Nowe i pożądane w U Studni, bo poeta znany i uznany, a do repertuaru zespołu trafił dopiero teraz – Krzysztof Cezary Buszman. Gratulacje za teksty, które tak skutecznie mogły zainspirować kompozytora Czarnego. A jednocześnie przekazać zupełnie nowy nastrój, za pomocą słów jasnych i… rymowanych. I znowu młodość wygrywa, młodość z doświadczeniem. Czy powinienem dodać niestety? No chyba tak.
Kilkakrotnie podczas koncertu wirtuoz Czarny zmieniał gitarę i wówczas inicjatywę przejmowała Ola Kiełb, która zwracała się do publiczności niezwykle elegancko i płynnie, i zawsze brzmiało to bardzo naturalnie, więc nie wiadomo, czy było wcześniej przygotowane czy powstawało spontanicznie na scenie. Lekkość jej wypowiedzi mogła budzić podziw, ale w końcu wykształcenie polonistyczne i praca w domu kultury to sprzyjające środowisko dla talentów oratorskich. Dla Oli scena to naturalny żywioł, dlatego z Darkiem świetnie się uzupełniają. Darek nie ma wyjścia, musi prowadzić koncert, chociaż pewnie wolałby to co uwielbia najbardziej, grać i śpiewać, dlatego jest zawsze lekko spięty, to go mobilizuje. Ola wręcz przeciwnie, pełen spokój, opanowana, gotowa na każdą improwizację. Ola śpiewa na koncercie również swoje piosenki, m.in. nieśmiertelny “Koncert” powstały jeszcze w czasach SDM-u, ale także ewidentny przebój z okresu niedawnej współpracy z Do Góry Dnem, “Jeszcze grajmy”.
W zespole U Studni jest jeszcze jeden nowy nabytek, basista Robert Jaskulski. Cóż, jak to basista, jak by go nie było, to by było słychać, a tak po prostu dobrze wpisuje się w brzmienie zespołu, i o to chodzi. Być może, za jakiś czas lider pozwoli mu na jakąś solówkę i wtedy zobaczymy co potrafi. Na razie wszystko o.k.
To co podkreślali jeszcze uczestnicy niedzielnego koncertu to niezwykłe ciepło, które biło ze sceny, opisać to trudno, bo to zjawisko niejako metafizyczne, ale jeżeli kilka osób niezależnie zwraca na to uwagę to pewnie coś w tym musi być. To trzeba przeżyć samemu, niekoniecznie trzeba nadawać temu nazwę.
Powtórzyć te wszystkie wrażenia nie będzie łatwo, bo pewnie nie co dzień może sprząc się tyle korzystnych czynników, świetna akustyka pomieszczenia, bardzo dobre nagłośnienie, znakomita dyspozycja zespołu, wrażliwa publiczność. Dzięki U Studni na 2 godziny można było zapomnieć, że żyjemy w kraju, w którym 2 plemiona bezsensownie się nienawidzą. Na zewnątrz dżdżysta, kompletnie zakorkowana, komercyjna Manufaktura, a w środku oaza pięknego słowa poetyckiego i muzyki.
foto i tekst: Marek Sztandera